Rower szosowy. Tak czy nie?

Rower ma duszę. Jeśli go pokochasz da ci emocje, których nigdy nie zapomnisz. Takie słowa przed laty powiedział Mario Cipollini, jeden z najwybitniejszych kolarzy XX i XXI wieku.

Szosa :)

Marco Cipollinii "na stałe" związał się z rowerem szosowym i dziś mając już ponad 50 lat (nie wypominając wieku) nadal przejeżdża wiele kilometrów szosą zachęcając tym samym najmłodszych.

Dzisiejszy wpis mógłbym rozpocząć i zakończyć jednym słowem, które jest odpowiedzią na pytanie zadane w tytule: TAK.

Tym razem podzielę się, subiektywną oceną, odczuciem dotyczącym wyboru, zakupu i używania roweru szosowego. Jak w każdym sporcie i na wielu płaszczyznach życia będzie "za i przeciw".

Wiele osób jeżdżących latami rowerem, popularnie zwanym "góralem", dochodzi do wniosku, że warto spróbować swoich sił na szosie. I tak było w moim przypadku.

Osobiście poszukując roweru szosowego dla siebie, spędziłem długie chwile na poszukiwaniu rzetelnych informacji nt. popularnych "szosówek". Opinie, wrażenia, polecenia, zalecenia. To wszystko w miarę dokładnie i rzetelnie przyswajałem.

Chyba w żadnym z przeczytanych tekstów, nie znalazłem informacji, która by zniechęcała i odciągała od zakupu "kolarki". Natomiast dyskusja zaczyna się w momencie wyboru marki, osprzętu, wyglądu, krótko mówiąc aspektów technicznych.

Po takich własnych szkoleniach "on-line", o których nikt jeszcze z początkiem 2020 roku nie myślał, wybrałem się do wielu sklepów rowerowych. Bardzo wielu. Rozmawiałem ze "sprzedawcami" i ze "sprzedawcami pasjonatami". Trzeba przyznać, że pomiędzy jednymi a drugimi jest ogromna różnica. Ogromna.

Jedni chcą tylko sprzedać (nie mając wiedzy nt. rowerów w ogóle), a inni sprzedać rower, wiedzę i pasję. Jak ich odróżnić? Po prostu sprzedawca za wszelką cenę będzie chciał Wam "wcisnąć" rower, który tak na prawdę będzie dla Was męczarnią. Po prostu nie dla Was, a dla niego zalegający na magazynie. Niewłaściwie dobrana rama (co będzie skutkowało bólem pleców, nadgarstków, łokci, kolan). Brak kompromisu pomiędzy marką a osprzętem (rower w cenie 4 tys. zł z bardzo słabym jak na cenę osprzętem) - bo jak się dowiedzieć można od sprzedawców RAMA BARDZO DOBRA. Cóż nam z ramy, kiedy napęd czy hamulce będą dyskusyjnej jakości. Wtedy zaczyna się niezadowolenie, narzekanie i wkładanie ciężko zarobionych pieniędzy w nowe podzespoły. Znajdą się też tacy sprzedawcy, którzy byli zdania, że na początek przygody z "szosówką" trzeba wydać najmniej (!!!) 5 tys. zł i najlepiej u niego w sklepie. Na zdrowy rozsądek, już powinna się nam "zapalić czerwona lampka" i po prostu wiać od takich sprzedawców.

I tak już po przyswojeniu wiedzy od praktykujących amatorów kolarstwa (bardzo cenna wiedza), "wycieczkach" po sklepach i salonach rowerowych, przymierzaniu wielu rowerów znanych marek - tych droższych i tych mniej, wybrałem dla siebie rower, który według mojej wiedzy, możliwości finansowych i przede wszystkim potrzeb będzie najbardziej optymalny. Polska marka, zakupiony w 2020 r., model z 2019 r. nie różniący się w zasadzie niczym jak tylko napisem marki na ramie, a dokładniej jego formą. A różnica rok do roku (na tzw. promocji) 700 zł!!! Sporo zostało w kieszeni.

Szosa za niespełna 2 800 zł na tzw. pełnym osprzęcie SORA stała się moja (Kross Vento 3.0). Obaliłem tym samym jeden z największych mitów przedstawianych przez "sprzedających", że poniżej pewnego poziomu cenowego nie jestem w stanie zakupić "kolarzówki" która łączy w sobie dobrą ramę (geometrię dobrze dopasowaną do mnie, nie koniecznie do innych), z karbonowym widelcem i osprzętem SORA. Jednak się da :)

Wiem, że wiele osób przy zakupie roweru szosowego bardzo kieruje się marką "by się pokazać", czas mija, brak czasu na "kręcenie" czy nie daj co "nie pykła" pasja, która prysnęła jak bańka mydlana i kilka tysięcy stoi w piwnicy lub na balkonie... Tak się zdarza.

Gdy już wizualnie cieszyłem się z posiadania pierwszej szosówki przyszedł czas na jazdę. Cóż... Powiem kolejne: TAK. Tak to był dobry wybór. Większe, węższe koła, lekkość w przemieszczaniu się i prędkość, większa jak ta na popularnym "góralu", zdecydowanie większa. To chyba największe atuty roweru szosowego. Ktoś by pomyślał: "to dla tylko tych dwóch czynników mam wyłożyć sporo pieniędzy?". Odpowiem: nie. Nie tylko dla tego. Przecież "kolarzówka" to też rower. Dwa koła, kierownica i pedały. Więcej kilometrów w krótszym czasie i po szosie. Słychać przecinające powietrze przez szprychy kół. Jak się zasiada za ster kierownicy "z rogami do dołu" to aż chce się jechać przed siebie non stop. Ja tak mam.

Lanckorona

Minusy? Na pewno ktoś jakieś znajdzie. Są jak wszędzie. Na pewno jest znacznie ciężej wyjeżdżać pod spore wzniesienia, których np. na Podkarpaciu, jest bardzo dużo. Mniejsza ilość zębów na kasecie i trzeba więcej siły i pary w nogach. Na to też jest ratunek. Można zmienić sobie kasetę i dostosować pod siebie i nadal cieszyć się "pełną szosą".

Czyli jak widzicie, nawet drobne minusy, można zniwelować i dopasować rower pod swoje możliwości.

Podsumowując mój subiektywny wywód - monolog :P o zasadności zaopatrzenia się w rower szosowy, jestem na TAK. Nie trzeba wydawać ogromnych pieniędzy na pierwszą kolarkę by się cieszyć z szybkiej i lekkiej jazdy na dobrym sprzęcie, z uśmiechem na twarzy.

Zatem, jeżeli trafiłeś tutaj, i miałeś dylemat czy zakupić szosówkę, to być może rozwiałem Twoje wątpliwości i podpowiedziałem jak uniknąć "sprzedawców".

A na koniec, cytat z jednego z "blogów rowerowych z przymrużeniem oka", autorstwa Janusz Kolarstwa: Czy warto było kupić taki tani “nie premium” i nie topowy rower? Tak. Jeśli kupujesz pierwszą szosę – TAK! Jeśli potrzebujesz sprawnego roweru i nie chcesz “dozbierać” – TAK! A nawet jeśli nie jest pierwsza – przemyśl to. Przejechałem na tym rowerze prawie 70 000m (zabrakło 5m) przewyższeń w zeszłym roku – mało? Objeździłem zimę – mało? Zrobiłem ponad 7000 kilometrów – mało? Zrobiłem 244 kilometry na raz, mnóstwo setek, mnóstwo setek po górach i jeszcze ani raz mnie nie zawiódł. Wozi mnie dzielnie, zwiedza ze mną Góry Sowie jak głupi… I nadal nie daje powodów do zmiany 😉 Nie zainwestowałem w niego więcej jak 1000 złotych, więc był to bardzo opłacalny zakup. Naprawdę. Nie żałuję, że nie kupiłem “alu na 105”. Nie żałuję nie dozbierania, bo jakbym miał dozbierać to nie jeździłbym jeszcze długi czas. A, no i oczywiście to samo Vento, na tym samym Clarisie zwiedza ze mną Zwiftowy świat.
Źródło: TUTAJ

Do zobaczenia na trasie... :)

Jeśli podoba Ci się to co robię, jaką pracę wykonuję i chcesz mnie wesprzeć w rozwoju bloga i kanału na youtube możesz udostępnić stronę w swoich mediach społecznościowych lub postawić mi wirtualną kawę :) Kliknij poniżej i wypijmy kawę wg Twojego uznania :) Będzie mi bardzo miło.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Tekst, opracowanie, zdjęcia (chronione prawem autorskim): Przemek Posadzki / zaginionyturysta

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieszczadzcy górale

Siedem kolorów. O fenomenie Gór Tęczowych

Falowiec. Najdłuższy blok w Polsce