Rower to wolniejsze odkrywanie, głębsze poznawanie, wolność wyboru, niezależność, samowystarczalność. Rower prowadzi cię do miejsc, o których nie wiedziało się, że istnieją, pomaga przeżyć chwile, o których nie myślało się, że mogą się wydarzyć. Nieplanowane, ulotne jak kurz nieprzebytych jeszcze dróg. Gdyby nie rower, umknęłyby niezauważone, przejechane, migawkowo dostrzeżone z okna pędzącego autobusu albo jeepa. Bo są takie chwile, obrazy i spotkania, które zdarzają się tylko gdzieś pomiędzy, a rower pozwala im zaistnieć.
Dzisiejszy wpis zaczynam od cytatu z książki Campa w sakwach, czyli rowerem na Dach Świata, której autorem jest Piotr Strzeżysz. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić, kiedy na pytania, które często słyszę "po co to robisz?" i "czy ci się chciało?" odpowiedź jest tylko jedna. Zdecydowana. Tak chciało mi się! Wolę poznać świat na żywo aniżeli zza ekranu komputera. Bo rowerem dotrę tam gdzie samochodem się nie dojedzie. Bo można poznać wielu ciekawych ludzi.
Jedziemy... :)
Zanim się rozpoczęły tegoroczne wakacje, wybrałem się w bardzo ciekawą trasę. Międzynarodową. Biegnie ona tuż przy granicy Polskiej i Słowackiej. Przez tak mało doceniany przez turystów Beskid Niski (Polska) i północno-wschodniej części kraju preszowskiego (Słowacja).
Długość trasy: 78 km (łącznie)
Rodzaj nawierzchni: asfalt (90 %); szutr (10 %)
Wysokość (max): 684 m n.p.m.
Czas: 6 godziny (całość); 4,5 godziny (jazda)
Tętno max: 179/min
Zużyte kalorie: 4600 kcl
Dlaczego taka trasa? Hm... z wielu powodów. Dzikość przyrody. Jej czystość (pod każdym względem). Naturalność. W wielu miejscach bez znaczącej ingerencji człowieka w krajobraz terenu. Beskid Niski jest niesamowicie atrakcyjnym i ciekawym terenem także pod względem historycznym. To w tej części naszego kraju prowadziła jedna z głównych linii frontuI wojny światowej. To na tych terenach śmierć, w obronie kraju, poniosło wiele tysiące żołnierzy polskich i słowackich (głównie). Świadczą o tym pomniki i cmentarze, z tego okresu, usytuowane m.in. przy głównych drogach ale i także na szlakach pieszych i rowerowych.
Wola Niżna. Wnętrze byłej cerkwi św. Mikołaja. Obecnie kościół rzymskokatolicki
Charakterystycznymi punktami na trasie są prawdziwe relikty minionej epoki. Opustoszałe PGR-y, niekończące się połacie niegdyś uprawianych pól i... bloki mieszkalne na wsiach np. w Czystogarbie. To w nich kiedyś mieszkali całymi rodzinami pracownicy Państwowych Gospodarstw Rolnych (do dziś zamieszkałe).
Na całym przejechanym szlaku, po obu stronach granicy, zauważamy przydrożne kapliczki. Niektóre datowane są nawet na koniec XIX wieku. Momentami usytuowane są od siebie po kilkaset metrów.
Mówią one o bardzo ważnej, dla zamieszkiwanych kiedyś i dziś ludności, historii, zwyczajach, obyczajach i przynależności religijnej. Prawie każda z nich jest po dziś dzień zachowana w dobrym stanie.
Nieodłącznym elementem są drewniane cerkwie, które znajdują się niemalże w każdej wsi. Dziś wiele z nich pełni funkcję kościołów katolickich.
Wola Niżna. Kaplica św. Jana Chrzciciela
Mijając kolejne miejscowości, szczególnie w okresie letnim, możemy poczuć prawdziwy zapach kwitnącej trawy, dzikiej i naturalnej roślinności. Nawet przyjdzie nam odczuć zapach próchniejącego drzewa, który jest zawsze inny, charakterystyczny dla takiego stanu.
Niemalże przez całą trasę będziemy mieli okazję do podziwiania tutejszych krajobrazów. Co jakiś czas będą się wyłaniać kolejne pagórki, nadające całemu obszarowi niepowtarzalnego klimatu, który istnieje tylko w Beskidzie Niskim.
Najwyższym punktem na całej trasie jest Przełęcz Radoszycka, stanowiąca granicę państwa. Laborecky Priesmyk, bo tak brzmi nazwa przełęczy w języku słowackim wznosi się na wysokość 684 m.n.p. Podjazd od polskiej strony jest dosyć łatwy w podjeździe, chociaż wymagający z powodu jego długości. Natomiast od strony słowackiej, od wsi Palota, znacznie wymagający. Bardziej nachylony. Między innymi dlatego wybrałem taki kierunek do południowych sąsiadów by cieszyć się 4 kilometrowym zjazdem, przekraczającym prędkość ponad 50 km/h. To taka rekompensata za podjazd.
Na przełęczy spotkałem samotnego turystę. Ktoś by powiedział "no i co z tego? Turysta jak turysta". No niby tak. Tylko tyle, że to był starszy Pan. Tak "na około" 75. letni. W pełnym ekwipunku turystycznym - trekingowym. Przemierzał w samotności niebieski szlak turystyczny. Gratuluję!
Relikt przeszłości. Przystanek autobusowy PKS
Trzy lata temu już zawitałem w tym miejscu, odwiedzając miasto Medzilaborce (było to w części XVIII - link). Tym razem samo centrum zostawiłem "z boku" i pojechałem w kierunku wsi Habura i Certizne, wzdłuż granicy. Kierując się z powrotem do puntu wyjścia jakim były Jaśliska.
Tereny słowackich wsi jakby się zatrzymały. Miały swój niepowtarzalny klimat słowackiej wioski. Sobotnie popołudnie. Cisza, spokój. Ludzie pracujący w przydomowych ogródkach i warsztatach. Pozdrawiający.
Droga, jaką do tej pory jechałem - asfaltowa, kończy się we wsi Certizne. Od tego momentu 3. kilometrowy szutrowy, leśny podjazd do granicy Słowacji z Polską, na Przełęcz Beskid nad Czeremchą czyli Certizkie Sedlo, 581 m. n.p.m. A tam na "szczycie góry" z jednej strony krajobrazy słowackie, a z drugiej polskie.
Temperatura 36 stopni Celsjusza. Wyjeżdżam na sam wierzchołek. Odpoczynek. Rozmowa z dwoma robotnikami budującymi "bramę" dla turystów, by "wiedzieli gdzie są". Wysoka temperatura. Zmęczenie odczuwalne dla nich i dla mnie. Widoczny uśmiech na twarzach. Rozmowa. Klimat jakby inny. Lepszy. Pomimo temperatury odczuwalna tzw. pozytywna energia.
Na trasie... Przed Wisłokiem Wielkim
Jadę dalej. W kierunku Jaślisk (opisane w części XXVI - link). Szutr. Przejeżdżam przez nieistniejącą wieś Czeremcha. Pozostałość po cerkwi i cmentarzu nadaje tym terenom prawdziwego ducha żyjącej niegdyś ludności. Ciekawostką jest to, że na cerkwisku pochowano w 2008 roku doczesne szczątki Pani Żanety Fucziła (urodziła się i zmarła w USA), której matka pochodziła, właśnie z dziś już nie istniejącej wsi.
Mijają kolejne kilometry. Wieś Lipowiec. W zasadzie niezamieszkała. Posiada kilkoro mieszkańców. Właścicieli gospodarstw agroturystycznych. Nie różni się wiele od Czeremchy. Podobne tereny. I także z bogatą historią. Łemkowską.
W lipowcu natrafimy na znaki, z podanymi kilometrami jakie nas dzielą do innych miejsc w Polsce i na świecie. Nordkapp z północy Norwegii (3190 km). Babadag z południowo-wschodniej Rumunii (1034 km). Gdyby ktoś chciał dotrzeć na ul. Starowiślną w Krakowie, to potrzebował by niemalże 64 godziny marszu... Albo na szczyt Góry Hnitessa w Górach Czywczyńskich, musi przygotować się na 149 godzin trekingu :)
Wisłok Wielki. Jeden z wielu cmentarzy wojskowych z I wojny światowej
Jak widzimy cały Beskid Niski wraz z częścią Kraju Preszowskiego mogą i zapewne stanowią bardzo ciekawą alternatywę do zatłoczonych miejsc w Polsce. Cała trasa jest bardzo dobrze oznakowana. Ciekawa krajoznawczo, krajobrazowo, historycznie i turystycznie. Dlatego też gdyby ktoś z Was poszukiwał czegoś nowego, a nie miał okazji wcześniej zaglądnąć w ten zakątek Polski, Słowacji, Europy, świata, to bardzo zachęcam, wsiadajcie na rower i przemierzajcie jakże interesujące krainy.
Bo jak powiedziała Matyna Wojciechowska: Podróże mają magiczną moc uzdrawiania duszy i zdecydowanie pomagają zdystansować się do problemów dnia codziennego. Nie rozwiązują ich bezpośrednio, jednak pomagają przewartościować i spojrzeć na nie jakby z drugiego brzegu rzeki...
Zapraszam do obejrzenia filmu i zdjęć... :)
Pełny ekran + muzyka
Przydrożna kapliczka których wiele na trasie
Moszczaniec. Szlak biegnie transgraniczną trasą rowerową
Moszczaniec. Tereny Jaśliskiego Parku Krajobrazowego i kierunek na... zakład karny :)
Krajobraz z Moszczańca
Przed Wisłokiem Wielkim
Byłe zabudowania PGR
Wisłok Wielki. Cerkiew św. Onufrego z XIX w. Obecnie kościół rzymskokatolicki
Fauna Beskidu Niskiego
Beskidzkie chaty
Czystogarb
Kierunek Medzilaborce
Na trasie spotkamy wielu motocyklistów
Radoszyce
Przełęcz Radoszycka. Granica państwa Polska - Słowacja
Wytrawny turysta
Zjazd z Laboreckiego Priesmyku do wsi Palota na Słowacji
Jedziemy
Medzilaborce
Medzilaborce. Obrzeża miasta. Styl minionej epoki
Tuż przed wsią Habura
Habura. Wnętrze jednej z przydrożnych kaplic
Habura
Wjazd do miejscowości Certizne
Certizne. Budynek dawnego MNV, na którym znajduje się tablica buntu.
Certizne. Znak - kierunkowskaz w centrum wsi
Certizne. Cerkiew greckokatolicka
W kierunku granicy
Podjazd pod Przełęcz...
Ostatnie spojrzenie na Słowację... i...
... Polsko Witaj...
Słup graniczny Słowacja - Polska na Przełęczy Beskid nad Czeremchą 581 m. n.p.m.
W kierunku Czeremchy...
Kolejne przypomnienie o przywiązaniu mieszkańców do swojej wiary
Czeremcha
Czeremcha. Pomnik upamiętniający mieszkańców i nieistniejącą cerkiew pw. Opieki Matki Bożej
Cerkwisko z nagrobkiem z 2008 r. śp. Żanety Fucziła
Na trasie...
Lipowiec
Kierunkowskazy do...
Lipowiec. Zabudowania po PGR-owskie
Tuż przed Jaśliskami
Trasa
Źródło: google maps
Tekst, opracowanie, zdjęcia, video: Przemek PosadzkiZdjęcia są chronione prawem autorskim. Zakaz kopiowania i rozpowszechniania bez zgody autora.
Miano bieszczadzkich górali zyskała taka grupa etniczna jak Bojkowie. Tym samym będąc rdzennymi mieszkańcami Bieszczadów. Libuchora – wieś bojkowska Źródło: http://tworczebieszczady.pl/artykuly/libuchora-wies-bojkowska W kilku zdaniach warto zarysować społeczeństwo bojkowskie, które tak na prawdę jest zapomniane przez dzisiejszy świat. Są pochodzenia rusińskiego i wołoskiego. Terytorialnie sąsiadują Hucułami - od wschodu oraz z Łemkami - od zachodu. Ówcześnie zamieszkiwali teren całych Bieszczad i część Zakarpacia. II wojna światowa przyniosła czasy wysiedleń znacznej części ludności bojkowskiej do ZSRR, pozostała część osiedliła się w Polsce."Dzisiejsi" Bojkowie zamieszkują tereny obecnej Ukrainy. Bojkowie byli społeczeństwem prostym, ubogim, pobożnym. Swoje codzienne życie ulokowali na górzystym, nieurodzajnym terenie. Trudnili się rolnictwem i pasterstwem, zajmowali się również sadownictwem i handlem. Dominującą formą gospodarki była gospodarka żarowa. Męska ...
Chcę widzieć świat w kolorach tęczy. Czy możesz go dla mnie nimi pomalować? Zapytała w swojej książce Monika Sawicka "Siedem kolorów tęczy". Dziś powiem NIE. Nie pomaluję świata w kolorach tęczy. Dlaczego? Ponieważ świat sam już się pomalował w takich barwach. Bez prośby. Bez względu na kaprysy i zachcianki ludzi. Jak wiemy życie staje się bardziej wesołe, uśmiechnięte, bardziej zabawne, luźne jak są w nim kolory. Pod każdą postacią. A matka Ziemia, daje nam taką możliwość i obdarowała ludzkość tzw. Górami Tęczowymi. Źródło: huffingtonpost.com Słyszeliście kiedyś właśnie o takich górach? Kolorowych? Nie koniecznie w odcieniach szarości... Właśnie w kolorach tęczy i ich różnych barwach. Ja szczerze powiedziawszy dopiero jakiś czas temu znalazłem, dość przypadkiem, zdjęcie na jednym z portali z podpisem "góry tęczowe". Na tyle mnie to zainteresowało i zaintrygowało, że postanowiłem się podzielić "kawałkiem", dosłownie, kolorowego świata. Zatem wyb...
Krajobraz polskich miast to przede wszystkim osiedla, blokowiska, które zajmują duże połacie terenu i skupiają znaczną ilość ludności. W naszym kraju jest takie blokowisko, które jest warte "kilku zdań". Jest nim gdański FALOWIEC na Przymorzu. Przymorski falowiec rozciąga się na około 900 metrów, mając przy tym 32 metry wysokości i 13 metrów szerokości. Mieści się przy siedmiu ulicach, jest ok. 1800 mieszkań i zamieszkuje go około 6 tysięcy osób. Wejścia do mieszkań znajdują się na galeriach, które połączone są ze sobą klatkami schodowymi. Zdjęcie satelitarne. Źródło: google.pl Blokowiec wybudowany został w latach 1970 - 1973, a projektantami byli: Janusz Morek, Tadeusz Różański, Danuta Olędzka. Nie bez przyczyny blok nosi nazwę FALOWIEC. Jego budowa, kształt przypomina morską falę. Dla jednych wierzowiec-falowiec stanowi atrakcję kulturalną, turystyczną, z kolei dla drugich jest codziennością, w której żyje, wychowuje się. Spotyka sąsiadów, których nie zna, ...
Komentarze
Prześlij komentarz