Z aparatem w ręku

Żyjemy obecnie w takich czasach, że prawie  każdy z nas wyruszając w podróż zabiera ze sobą aparat fotograficzny (używam słowa "prawie" z tego względu, że może są tacy, którzy tego nie robią).

Dla jednych jest zwykłym przedmiotem, urządzeniem, który pozwoli na uwiecznienie, upamiętnienie miejsca, w którym był, z kolei dla drugich będzie czymś więcej. Tym czym dla taksówkarza samochód, czyli czymś ważnym bez czego nie wyobraża sobie podróży. Przekazem chwil, emocji, życia.

Dlatego też tym razem wpis będzie miał charakter wywiadu, pochodzącego z "90. numeru newslettera Plfoto.com".

Rozmowę z Krzysztofem Deszczyńskim o deszczowych miastach i ulewnych krainach, przeprowadziła Gosia Niedziółka.


Podróże w deszczu
Dzisiaj mam tylko pretensje do siebie, że nie zawsze traktowałem możliwość zwiedzania świata z należytym szacunkiem do fotografii.
Zanzibar.
K. Deszczyński: "...szeroka plaża to super "hajłej", naturalna droga po której można wspaniale przemieszczać się z wioski do wioski...któregoś dnia na plaży pojawiły sie małe meduzy w kształcie bańki mydlanej...po południu wyschnięte bańki wspaniale strzelały pod kołami rowerów, jak serie z "kałacha"...wszyscy żyją..."
Co pojawiło się pierwsze w Pańskim życiu, fotografia czy podróże?

Fotografia. W liceum miałem to szczęście, że nauczyciel od fizyki prowadził kółko fotograficzne. W małej mieścinie. W Pniewach, 50 kilometrów od Poznania. Pierwszy aparat to START II. Później zacząłem podróżować służbowo. Znów miałem szczęście. Jestem aktorem lalkarzem. Teatr, w którym pracowałem, jeździł po świecie jak szalony. W głębokim socjalizmie wałęsać się po Francji, Anglii, Meksyku, Kubie, Italii, Niemczech, USA, Kanadzie i innych, czasami kilka miesięcy było bezcenne.

Co Pan sobie najbardziej ceni w fotografowaniu?
Światło. Teatr mnie tego nauczył. Teatr lalek kreuje przestrzeń formą. Dobrze oświetlona scenografia potrafi wyczarować wspaniałe plenery. Fotografowałem w Teatrze zawodowo. Miałem wystawy w Teatrach, nagrody.

Ilość miejsc, w których Pan był, jest imponująca. Do których wraca Pan najchętniej, a które zupełnie Pana zraziły?
Nic mnie nie zraziło. Dzisiaj mam tylko pretensje do siebie, że nie zawsze traktowałem możliwość zwiedzania świata z należytym szacunkiem do fotografii.
Jak miejscowi reagują na Pański aparat? Czy ma Pan jakąś pamiętną historię na ten temat?
Dzieci na całym świecie są ciekawe. Polaroidy robiły furorę. Chwila i można było dzieciom zostawić pamiątkę. Teraz wszyscy chcą zobaczyć zdjęcie w tzw. telewizorku, który ma każdy aparat. To jest dla nich niepojęte. Szczególnie w dalekim buszu, na skraju Świata.

Nie obawia się Pan, że coraz większa ilość turystów z aparatami zabija naturalność rdzennej ludności?
Są miejsca na świecie, gdzie ilość turystów na metr kwadratowy jest monstrualna. Każdy ma aparat lub telefon i bez względu na światło, warunki itp., chce zrobić jedyne niepowtarzalne zdjęcie. Angkor w Kambodży, tam jest „Sajgon”. Gorzej jest, gdy miejscowa ludność przebiera się, by zarobić foto-money. Prym wiodą w tym Masajowie. Dzisiaj, żeby zrobić autentyczne zdjęcia ludziom z mniejszości plemiennych, trzeba się natrudzić. 

Pańskie ujęcia zdają się bardzo przemyślane. Czy dużo czasu poświęca Pan każdemu z kadrów? Czy raczej korzysta Pan z chwili?

Mam duże doświadczenie, jednocześnie ciągle jestem aktywny w zawodzie scenarzysty, reżysera, producenta. Pracuję kadrem na co dzień, na scenie, na planie telewizyjnym. Oglądam dużo zdjęć. Moim ulubionym fotografikiem jest Rarindra Prakarsa z Indonezji. W zasadzie fotografuję tylko przed i w czasie świtu, i przed zachodem słońca. Najgorsze katusze przeżywam, gdy jadę autobusem kursowym i widzę coś, co chciałbym sfotografować. Często wbrew woli reszty podróżnych udaje mi się zatrzymać autobus i zrobić zdjęcia jedyne w swoim rodzaju. Takie jak ta seria…

O jakich zasadach powinien wiedzieć każdy fotograf-podróżnik?
Jest książka Piotra Trybalskiego „Fotograf w podróży. Z moich doświadczeń dodam, że jest to bardzo indywidualna sprawa związana z charakterem fotografa i jego preferencji.
Które zdjęcie ze swojego portfolio lubi Pan najbardziej?
Mam ich kilka. Wszystkie z Birmy. Dużo przyjemności przyniosło mi zdjęcie "Tajemniczy ogród". W lipcowym wydaniu miesięcznika „Rowertour” będzie wywiad ze mną i zdjęcia z rowerem w roli głównej.

Pańskie fotografie birmańskich rybaków przywołują mi w pamięci projekt Bettiny Flitner. Kilka lat temu kupiła ona w Birmie łódź, postawiła na Renie i sfotografowała w niej ludzi, przedstawiając w ten sposób historię oraz kondycję swojego kraju. Czy myślał Pan, żeby swoje podróżnicze doświadczenia przenieść na równie zaangażowany projekt fotograficzny?
Obecnie mam 20 galerii, opowiadań z Birmy. Publikuję je na portalu społecznościowym. Chcę wydać album – książkę. W Birmie byłem cztery razy. Dwa lata zaliczyłem w czasie rządów junty wojskowej i dwa lata w czasie tzw. demokracji. W ubiegłym roku byłem w Sittwe i Mrauk U a dzisiaj nie można tam wjechać, bo nie! Buddyści mordują muzułmanów z plemienia Rohingya. A na wiosnę 2014 roku planuję wystawę w Poznaniu połączoną z instalacjami. Moja wystawa „FORMA – AKTOR – TEATR” zrealizowana w Poznańskim Towarzystwie Fotograficznym w 1980, była wystawą i happeningiem jednocześnie. Grałem tam przy pomocy papierowych lalek dziecięcą sztukę Stasia Witkiewicza „Biedny chłopiec”. Ściany Towarzystwa wyłożone były szarym perforowanym papierem, na którym wisiały czarno-białe papierowe graficzne zdjęcia formatu 60 x 40. Tym razem, oprócz papieru, będę chciał wykorzystać możliwości multimedialne.

Dokąd szykuje Pan następną podróż?
Chciałbym wreszcie zobaczyć Bangladesz. Mój nick na plfoto to Ulewa. Rozwijając go, piszę podróżniczą zabawę słowną…w Lenin grad, w Pathet lao, w Bangla deszcz.
Dziękuję panu K. Deszczyńskiemu oraz M. Niedziółka za możliwość opublikowania na blogu powyższego wywiadu.

Galeria (tutaj z plfoto) K. Deszczyńskiego oraz cała twórczość na www.deszcz.obiezyswiat.org

Jeżeli jest ktoś, kto by się chciał podzielić swoimi zdjęciami i wrażeniami z podróży zachęcam do wysyłania na e-mail: przemkosnk@gmail.com fotografii z opisem. Najlepsze zostaną opublikowane. Oczywiście, każdy kto postanowi wysłać zdjęcia musi być ich autorem czyli posiadać prawa autorskie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieszczadzcy górale

Siedem kolorów. O fenomenie Gór Tęczowych

Falowiec. Najdłuższy blok w Polsce