Nieznajoma Nieznajowa

Poszukując tematu i miejsca, o którym warto napisać kilka słów, natknąłem się na bardzo ciekawą (moim zdaniem) opowieść o miejscu, które "nie istnieje". Tzn. istnieje, ale nie w takim wymiarze jak przed wielu laty.

Tym razem będzie to opowieść człowieka, który był synem właściciela największego gospodarstwa w Nieznajowej.

Otóż:
Nasz dom stał tuż za kapliczką. Kapliczkę wystawili rodzicie zanim się urodziłem, była zamykana na klucz, tata czasami ją otwierał. Przez szybkę widać było trzy figurki: małego Chrystusa, Matkę Bożą i św. Józefa. Dom stał szczytem do drogi, wszystko było w jednym budynku. Przed nim była jedna studnia, teraz jest zasypana, ale są jeszcze jej ślady. Obok niej stał dom mojej babki. Postawiła go po ożenku syna. Widoczna tutaj piwnica jeszcze należała do babki, a za płotem już stała karczma. Mogłem patrzeć z mojego podwórka w jej okna. Dziadek mój zginął przypadkowo podczas pierwszej wojny światowej, gdy wyglądał przez okno. Dowiedziałem się, że mój ojciec był w Ameryce, gdy sołtys przychodził do niego w 1939 roku z pretensjami, że w czasie wojny (pierwszej) nic nie ucierpiał i żeby teraz wojował. Mieliśmy też amerykańska maszynę do szycia. Do nas przychodził i jej używał szewc z Wołowca. Nasze gospodarstwo było największe we wsi, miało 40 ha, ale sporo było nieużytków i 4 ha lasu. Pole ciągnęło się długim pasem za domem.

Lekarza nie było, aż w Żmigrodzie, był to Żyd. Ludzie stosowali różne zabobony np. jak ktoś umarł, to chodzili do umarłego, śpiewali, a gdy wracali trzeba było dotknąć pieca. Domów było około 60, były malowane jednolicie na niebiesko, a wewnątrz bielone wapnem. Dwa były kurne, jeden obok nas. Na ścianach, w rogach wisiały święte obrazki, albo za szkłem, albo malowane na szkle. Wszyscy jedli z jednej, glinianej miski. Talerzy nie było, tylko jako ozdoba stały oparte w kredensie. Łyżki były drewniane, był tokarz w Nieznajowej co je robił. Po domach robili wycinanki, które były przylepiane na ścianach, wisiały też pająki ze słomy. Meble to były skrzynie, a potem komody. Na deskach łóżka leżała słoma, a na niej prześcieradło. Używano lamp naftowych, u niektórych były zegary. Przed domami stały studnie z żurawiami. Sady były niewielkie, rosły pojedyńcze drzewa. W ogródkach rósł barwinek, czosnek, cebula, kapusta. Na polach sadzono zboża jare i ziemniaki. Hodowano głównie krowy, świnie, gęsi i indyki. Owiec było mało.

Jak było wesele, to trwało kilka dni. Najpierw bawiono się całą noc u młodego (kawalerski wieczór), potem furmankami jechano do panny młodej i przy śpiewach trzeba było się wkupić w jej łaski. I dopiero do cerkwi. Na Boże Narodzenie chodzili, również po obcych wioskach, kolędnicy - dorośli różnie poprzebierani, zawsze z gwiazdą. W domach nie było choinki. Kładziono siano pod obrus, pod stołem leżała siekiera i łańcuch. W rogach izby stało zboże. Pieczono duży okrągły chleb, podawano łazanki, grzyby. Były ciasta, ale mniej niż jest teraz. Na Wielkanoc za to były prawie same ciasta. W lany poniedziałek używano wiader. Okazję do schodzenia się po domach stanowiło darcie piór gęsich.

Przeważnie chodzono boso, niektórzy w kierpcach. Na niedzielę i święta noszono buty skórzane z cholewkami. Tkano materiały z wełny na krosnach w domach, potem niektóre folowano w stępach. Z takiego sukna robiono robiono czuhy w kolorach zależnych od koloru owiec, białe lub brązowe. Jako ozdoby miały troki z wełny. Kapelusze noszono bardiowskie (pochodzące z miasta Bardejów na Słowacji - przyp. aut.) ze sztucznymi kwiatami. Kożuchy były wyszywane. Kobiety najczęściej miały stroje z materiałów szmuglowanych ze Słowacji. Tkaniny były wzorzyste, ciemne, z drobnymi kwiatkami, drobniutko fałdowane. Z przodu noszono zapaski, zawsze zakładano chustki na głowę. Panny miały warkocze, a mężatki "koronę" na głowie, aby się odróżnić, oraz czepki wyszywane z przodu.

Tuż po Nowym Roku 1943 wywieźli mnie na roboty do Niemiec. W 1945 roku w Berlinie zostałem wcielony do ruskiego wojska, do saperów. Wróciłem w 1946 roku i już nikogo nie było w wiosce, tylko jedna została, ta trochę "wariatka". Wszystkie domy stały i cerkwie, wszystko było. Trochę ludzi było jeszcze w Czarnem. Dowiedziałem się, że wywozili do Ruskich, przymusu podobno nie było. Cała moja rodzina jest w Rosji. Najpierw wywieźli ich gdzieś dalej, ale oni zobaczyli jak jest i wrócili do granicy, dalej ich nie puścili. Dużo osób z Nieznajowej jest w Kałuszu, na Podolu, na Wołyniu. I co miałem robić, wyjechałem zaraz na zachód, mieszkam we Wrocławiu. Przyjechałem tutaj zobaczyć co jest, pod koniec lat 50-tych, była jeszcze cerkiew.

Powyższa opowieść przytoczono z Beskid Niski. Przewodnik krajoznawczy. Od Komańczy do Bartnego. W. Grzesik, T. Traczyk. Wyd. S. Kryciński, Warszawa 1992.

Chatka w Nieznajowej....



Symboliczne drzwi do chyży upamiętniające istnienie wsi.
Źródło: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/miejscowosci&ID=86



Cmentarz wiejski.
Źródło: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/miejscowosci&ID=86


Źródło: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/miejscowosci&ID=86

W drodze do Rostajnego.
Żródło: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/miejscowosci&ID=86


Nieznajowa.
Źródło: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/miejscowosci&ID=86

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieszczadzcy górale

Siedem kolorów. O fenomenie Gór Tęczowych

Falowiec. Najdłuższy blok w Polsce